SANDEZIA CATS - DOSKONAŁA NEUTRALIZACJA KOCICH ZAPASZKÓW
Witajcie 😊
Już na wstępie zaznaczam, że post będzie długi, będzie w nim wiele wspomnień oraz będzie zawierał lokowanie produktu firmy Sandezia Cats.
Zapewne wiecie, że jestem dumną posiadaczką trzech najkochańszych na świecie kotów, jednak nie zawsze tak było.
Odkąd pamiętam, należałam do grupy tzw. "psiarzy", uwielbiałam pieseczki i psiska, nawet przez większość swego dorosłego życia byłam Pańcią ukochanego kundelka Bulinka 💙
Niestety, nasze drogi się rozeszły a ja bardzo pragnęłam znów poczuć delikatne futerko pod palcami i wpatrzone w siebie ukochane oczyska.
Ponieważ mieszkam na 4 piętrze i nie należę do osób wybitnie zdrowych, więc posiadanie psa nie było mi pisane.. Nie darowałabym sobie męczenia zwierza, który cierpiał by nie mogąc wyjść na dwór z powodu złego samopoczucia człowieka.
Jednak potrzeba posiadania przyjaciela okazała się tak bardzo silna, że postanowiłam zaadoptować kotka.
Nie byłam do tego pomysłu w pełni przekonana, niestety wierzyłam w stereotypy, że kot to indywidualista, że kocha miejsce w którym przebywa a nie człowieka, no i oczywiście, że koty to śmierdziele...
Moja przygoda z kotami zaczęła się 16 grudnia 2009r, wtedy to właśnie wraz z mężem postanowiliśmy przyjąć jakąś małą, puchatą kuleczkę, do swego domu.
Wybraliśmy ślicznego rudaska, który przebywał w jednym, z wielu domów tymczasowych, znajdujących się w Łodzi.
Niestety, okazało się, że mój wymarzony rudasek jest zarezerwowany...
Cóż było robić, szukaliśmy dalej i w pewnym momencie wpadło mi w oko to oto zdjęcie...
Nie zakochaliście się od pierwszego spojrzenia? Ja tak!!! Od razu zadzwoniłam i umówiłam się z Panią Anią na odebranie nowego kumpla.
Moje życie nie ma prawa toczyć się normalnie, więc do domu wróciliśmy z dwoma kotami...
Okazało się bowiem, że Pani Ania zna Panią Anetę (u której przebywał mój wymarzony rudasek) i jak tylko dowiedziała się, że chciałam tamtego malca, tak załatwiła, że spakowała jednookiego Piratka, pojechaliśmy po Rudiego i wróciliśmy do domu w czwórkę 💙💙💙
Od tego czasu nasze życie dość mocno się zmieniło.
Te dwie małe, puchate kuleczki podporządkowały sobie większość mojego czasu i podbiły serca nie tylko nasze ale i naszych znajomych, rodziny a nawet sąsiadów.
Chłopcy nie tylko zaprzyjaźniali się z nami ale i ze sobą, razem spali, razem jedli i w tym samym czasie chodzili do toalety.
Powiem Wam, że z ogromną przyjemnością poznawałam te zwierzęta, a one dzień po dniu, udowadniały mi, że stereotypy można sobie wsadzić... między kartki w książce. Okazywały mi tyle miłości, mruczały wieczorem do ucha, deptały swoimi maleńkimi łapkami...cudowny czas.
Niestety okazało się, że Rudi nie został do końca wyleczony i w lutym odszedł😞
Moja rozpacz była ogromna, związałam już się z tym kotkiem całym sercem, płakałam, cierpiałam.
Jednak to co zaczęło się dziać z Piratkiem pokazało mi, jaka to była ogromna strata dla niego. Stracił swego ukochanego przyjaciela, szukał go, wołał, płakał prawie jak dziecko.
Niewiele myśląc postanowiliśmy na cito przygarnąć kolejną kocią biedę, w nadziei, że zastąpi Rudaska i będzie przyjacielem Piratka. Okazało się jednak, że luty to nie czas na małe kotki i jedyną młodą bidę jaką mają to 8-miesięczna rudo-biała kotka.
Pojechaliśmy, przywieźliśmy i tyle ją widziałam. Zabunkrowała się pod wanną i ani myślała wyjść.
Tym oto sposobem, miałam w domu zrozpaczonego kota i przerażoną, mocno "poobijaną psychicznie" kotę.
Nie będę Wam opisywać procesu adaptacji bo skończyłabym pisać jutro, powiem tylko, że był to dość trudny okres.
Po ok 2 tygodniach kota pierwszy raz pozwoliła małemu przytulić się do siebie.
Nigdy nie sądziłam, że tak zwykły odruch wyzwoli we mnie tyle emocji. Później już poszło jak z płatka, moja dumna kota Karotka, zaakceptowała zarówno nas jak i swojego małego (upierdliwego czasem) kumpla.
Niby już było pięknie ale mi ciągle czegoś brakowało...dopiero po kilku latach uświadomiłam sobie czego ale o tym za chwilkę.
Tak sobie żyliśmy razem 3 latka aż pewnego dnia do naszej rodzinki dołączyła kolejna malutka, wystraszona kulka - Tycjan (w tamtym czasie TyciJan).
I właśnie wtedy zdałam sobie sprawę z tego, czego mi brakowało... kolejnego koloru kotka 😁😁
Aktualnie moja gromada to Jednooki Pirat, dumna ruda Karotka
oraz wielkooki Tycjan
Dziś mogę powiedzieć, że moja "rodzinka" jest w komplecie (choć może jeszcze kiedyś jakiś kolor dołączy).
Jednakowoż posiadanie zwierząt to nie tylko wzajemna miłość, czułości ale również a może głównie obowiązki. Jesteśmy zobowiązani do dbania o zdrowie naszych małych przyjaciół, o zaspokajanie ich potrzeb, karmienie ale również o ich toaletę, i niestety nie mówię teraz o kąpielach i wyczesywaniu.
O ile z psem sprawa jest prosta, bo wychodzisz na spacerek, pies robi co trzeba i spokój, o tyle w przypadku kota tak to nie działa, no chyba, że ma się dom z ogrodem.
Każdy "kociarz" wie co to kuweta i do czego służy, no i oczywiście co w niej się mieści i jak o nią dbać.
Nie mogę powiedzieć, że koty to śmierdziele wybitne, jednak sprzątanie kuwety i zapaszek z niej się wydobywający, nie należy do grupy moich ulubionych aromatów 😀
Aby zniwelować smrodek z kuwety, do tej pory byłam zmuszona kupować dobrej jakości żwirek zapachowy, co szczerze mówiąc dość mocno obciążało moją kieszeń.
Tym bardziej jestem wdzięczna firmie Sandezia Cats za poznanie mnie ze swoim produktem.
Neutralizator kocich smrodków:
- perfekcyjnie neutralizuje kocie zapachy
- wydłuża czas użytkowania żwirku
- eliminuje bakterie, wirusy i grzyby
- zatrzymuje rozwój pasożytów i mikroorganizmów
- poprawia chłonność żwirku
- jest wysoce wydajny
Produkt w postaci bezzapachowego proszku wsypujemy na dno kuwety, producent zaleca ok.2 łyżek, jednak ja wsypałam więcej z racji większej ilości kotów, korzystających z kuwety.
Dzięki bardzo fajnemu opakowaniu, czynność ta nie sprawia żadnego problemu.
Na warstwę neutralizatora wsypujemy żwirek i gotowe.
Dzięki neutralizatorowi zapachów, rzeczywiście koty użytkują żwirek dłużej. Wiadomo, że nie można dopuścić do stanu, w którym zwierzęta będą się źle czuły, ale wymiana całego żwirku odbywa się rzadziej a co za tym idzie, oszczędzamy czas i pieniądze, no i najważniejsze działanie...brak jakichkolwiek kocich smrodków.
Dzięki firmie Sandezia Cats i ich produktowi, moje koty mają również zapewnioną ochronę przed pasożytami, zarówno zewnętrznymi jak i wewnętrznymi.
Podsumowując: jestem bardzo zadowolona z działania neutralizatora i z pełnym przekonaniem mogę go polecić każdemu, kto posiada kotka.
Firma produkuje nie tylko neutralizator dla kotów, również może się pochwalić całą gamą produktów dezynfekujących pomieszczenia w których przebywają różne zwierzęta hodowlane oraz produkcją pasz.
Jeśli chcecie wiedzieć więcej na temat zarówno firmy, produktów a może konkursów, zapraszam Was na stronę Sandezia Cats na Fb.
Neutralizator kosztuje 25.99 i przy jednym kocie wystarcza na 6 miesięcy.
Mam nadzieję, że nie zmęczyłam Was zbyt mocno tym postem, jutro zamierzam Wam się pochwalić kolejnym prezentem, jaki otrzymały moje kociszcza 😁
Do jutra 💙💙💙
Już na wstępie zaznaczam, że post będzie długi, będzie w nim wiele wspomnień oraz będzie zawierał lokowanie produktu firmy Sandezia Cats.
Zapewne wiecie, że jestem dumną posiadaczką trzech najkochańszych na świecie kotów, jednak nie zawsze tak było.
Odkąd pamiętam, należałam do grupy tzw. "psiarzy", uwielbiałam pieseczki i psiska, nawet przez większość swego dorosłego życia byłam Pańcią ukochanego kundelka Bulinka 💙
Niestety, nasze drogi się rozeszły a ja bardzo pragnęłam znów poczuć delikatne futerko pod palcami i wpatrzone w siebie ukochane oczyska.
Ponieważ mieszkam na 4 piętrze i nie należę do osób wybitnie zdrowych, więc posiadanie psa nie było mi pisane.. Nie darowałabym sobie męczenia zwierza, który cierpiał by nie mogąc wyjść na dwór z powodu złego samopoczucia człowieka.
Jednak potrzeba posiadania przyjaciela okazała się tak bardzo silna, że postanowiłam zaadoptować kotka.
Nie byłam do tego pomysłu w pełni przekonana, niestety wierzyłam w stereotypy, że kot to indywidualista, że kocha miejsce w którym przebywa a nie człowieka, no i oczywiście, że koty to śmierdziele...
Moja przygoda z kotami zaczęła się 16 grudnia 2009r, wtedy to właśnie wraz z mężem postanowiliśmy przyjąć jakąś małą, puchatą kuleczkę, do swego domu.
Wybraliśmy ślicznego rudaska, który przebywał w jednym, z wielu domów tymczasowych, znajdujących się w Łodzi.
Niestety, okazało się, że mój wymarzony rudasek jest zarezerwowany...
Cóż było robić, szukaliśmy dalej i w pewnym momencie wpadło mi w oko to oto zdjęcie...
Nie zakochaliście się od pierwszego spojrzenia? Ja tak!!! Od razu zadzwoniłam i umówiłam się z Panią Anią na odebranie nowego kumpla.
Moje życie nie ma prawa toczyć się normalnie, więc do domu wróciliśmy z dwoma kotami...
Okazało się bowiem, że Pani Ania zna Panią Anetę (u której przebywał mój wymarzony rudasek) i jak tylko dowiedziała się, że chciałam tamtego malca, tak załatwiła, że spakowała jednookiego Piratka, pojechaliśmy po Rudiego i wróciliśmy do domu w czwórkę 💙💙💙
Od tego czasu nasze życie dość mocno się zmieniło.
Te dwie małe, puchate kuleczki podporządkowały sobie większość mojego czasu i podbiły serca nie tylko nasze ale i naszych znajomych, rodziny a nawet sąsiadów.
Chłopcy nie tylko zaprzyjaźniali się z nami ale i ze sobą, razem spali, razem jedli i w tym samym czasie chodzili do toalety.
Powiem Wam, że z ogromną przyjemnością poznawałam te zwierzęta, a one dzień po dniu, udowadniały mi, że stereotypy można sobie wsadzić... między kartki w książce. Okazywały mi tyle miłości, mruczały wieczorem do ucha, deptały swoimi maleńkimi łapkami...cudowny czas.
Niestety okazało się, że Rudi nie został do końca wyleczony i w lutym odszedł😞
Moja rozpacz była ogromna, związałam już się z tym kotkiem całym sercem, płakałam, cierpiałam.
Jednak to co zaczęło się dziać z Piratkiem pokazało mi, jaka to była ogromna strata dla niego. Stracił swego ukochanego przyjaciela, szukał go, wołał, płakał prawie jak dziecko.
Niewiele myśląc postanowiliśmy na cito przygarnąć kolejną kocią biedę, w nadziei, że zastąpi Rudaska i będzie przyjacielem Piratka. Okazało się jednak, że luty to nie czas na małe kotki i jedyną młodą bidę jaką mają to 8-miesięczna rudo-biała kotka.
Pojechaliśmy, przywieźliśmy i tyle ją widziałam. Zabunkrowała się pod wanną i ani myślała wyjść.
Tym oto sposobem, miałam w domu zrozpaczonego kota i przerażoną, mocno "poobijaną psychicznie" kotę.
Nie będę Wam opisywać procesu adaptacji bo skończyłabym pisać jutro, powiem tylko, że był to dość trudny okres.
Po ok 2 tygodniach kota pierwszy raz pozwoliła małemu przytulić się do siebie.
Nigdy nie sądziłam, że tak zwykły odruch wyzwoli we mnie tyle emocji. Później już poszło jak z płatka, moja dumna kota Karotka, zaakceptowała zarówno nas jak i swojego małego (upierdliwego czasem) kumpla.
Niby już było pięknie ale mi ciągle czegoś brakowało...dopiero po kilku latach uświadomiłam sobie czego ale o tym za chwilkę.
Tak sobie żyliśmy razem 3 latka aż pewnego dnia do naszej rodzinki dołączyła kolejna malutka, wystraszona kulka - Tycjan (w tamtym czasie TyciJan).
I właśnie wtedy zdałam sobie sprawę z tego, czego mi brakowało... kolejnego koloru kotka 😁😁
Aktualnie moja gromada to Jednooki Pirat, dumna ruda Karotka
oraz wielkooki Tycjan
Dziś mogę powiedzieć, że moja "rodzinka" jest w komplecie (choć może jeszcze kiedyś jakiś kolor dołączy).
Jednakowoż posiadanie zwierząt to nie tylko wzajemna miłość, czułości ale również a może głównie obowiązki. Jesteśmy zobowiązani do dbania o zdrowie naszych małych przyjaciół, o zaspokajanie ich potrzeb, karmienie ale również o ich toaletę, i niestety nie mówię teraz o kąpielach i wyczesywaniu.
O ile z psem sprawa jest prosta, bo wychodzisz na spacerek, pies robi co trzeba i spokój, o tyle w przypadku kota tak to nie działa, no chyba, że ma się dom z ogrodem.
Każdy "kociarz" wie co to kuweta i do czego służy, no i oczywiście co w niej się mieści i jak o nią dbać.
Nie mogę powiedzieć, że koty to śmierdziele wybitne, jednak sprzątanie kuwety i zapaszek z niej się wydobywający, nie należy do grupy moich ulubionych aromatów 😀
Aby zniwelować smrodek z kuwety, do tej pory byłam zmuszona kupować dobrej jakości żwirek zapachowy, co szczerze mówiąc dość mocno obciążało moją kieszeń.
Tym bardziej jestem wdzięczna firmie Sandezia Cats za poznanie mnie ze swoim produktem.
Neutralizator kocich smrodków:
- perfekcyjnie neutralizuje kocie zapachy
- wydłuża czas użytkowania żwirku
- eliminuje bakterie, wirusy i grzyby
- zatrzymuje rozwój pasożytów i mikroorganizmów
- poprawia chłonność żwirku
- jest wysoce wydajny
Produkt w postaci bezzapachowego proszku wsypujemy na dno kuwety, producent zaleca ok.2 łyżek, jednak ja wsypałam więcej z racji większej ilości kotów, korzystających z kuwety.
Dzięki bardzo fajnemu opakowaniu, czynność ta nie sprawia żadnego problemu.
Na warstwę neutralizatora wsypujemy żwirek i gotowe.
Dzięki neutralizatorowi zapachów, rzeczywiście koty użytkują żwirek dłużej. Wiadomo, że nie można dopuścić do stanu, w którym zwierzęta będą się źle czuły, ale wymiana całego żwirku odbywa się rzadziej a co za tym idzie, oszczędzamy czas i pieniądze, no i najważniejsze działanie...brak jakichkolwiek kocich smrodków.
Dzięki firmie Sandezia Cats i ich produktowi, moje koty mają również zapewnioną ochronę przed pasożytami, zarówno zewnętrznymi jak i wewnętrznymi.
Podsumowując: jestem bardzo zadowolona z działania neutralizatora i z pełnym przekonaniem mogę go polecić każdemu, kto posiada kotka.
Firma produkuje nie tylko neutralizator dla kotów, również może się pochwalić całą gamą produktów dezynfekujących pomieszczenia w których przebywają różne zwierzęta hodowlane oraz produkcją pasz.
Jeśli chcecie wiedzieć więcej na temat zarówno firmy, produktów a może konkursów, zapraszam Was na stronę Sandezia Cats na Fb.
Neutralizator kosztuje 25.99 i przy jednym kocie wystarcza na 6 miesięcy.
Mam nadzieję, że nie zmęczyłam Was zbyt mocno tym postem, jutro zamierzam Wam się pochwalić kolejnym prezentem, jaki otrzymały moje kociszcza 😁
Do jutra 💙💙💙
Marzi aż się rozczuliłam, pięknie napisane aż żałuję że nie mam kotka.Emi
OdpowiedzUsuńWszystkie cudne a Piratek wyjątkowy 😍
OdpowiedzUsuńdla mnie wszystkie są wyjątkowe :D ale Pirat to zakręcone zwierzę, nauczył mnie miłości do kotów :)
UsuńŚwietnie napisane . Ja miałam podobnie : od dziecka kochałam psy a koty to tylko widywałam tzw. "dzikie" i niezbyt się nimi interesowałam. To wszystko się zmieniło gdy wyszłam za mąż i do naszego domu przybłąkała się cudowna czarno-biała kotka. Oszalałam na jej punkcie z wzajemnością . Obdarzyła mnie potomstwem i często przynosiła swoje prezenty : szczury,myszy itd. Niestety kotka odeszła a ja znowu marzyłam o kocie . Na dzień dzisiejszy mam biało-rudego chłopaka , ma już 10 lat i kocham go nad życie . Często dokarmiam także koty sąsiadów bo po prostu szaleję na punkcie tych zwierzaków. Nie słucham ludzi,którzy mówią zle o kotach, robię po swojemu i wiem ,że dobrze .
OdpowiedzUsuńAha chciałabym się dowiedzieć o cenę neutralizatora .
Pani Justyno, cena to 25,99 ale zapewniam, że zwróci się z nawiązką :) Produkt wystarcza na długo :)
OdpowiedzUsuńMam dokładnie tak samo jak Pani, kocham wszystkie zwierzaczki, psy koty, nawet rybki mnie zachwycają... Dziko zyjących kotów jest mi strasznie żal, jednak wiadomo, że nie damy rady pomóc wszystkim :(
bardzo ładny wpis.Wzruszyłam się ,bo przypomniało mi się jak mieszkałam z rodzicami na wsi i często przygarnialiśmy psy czy nawet koty. Zresztą moi rodzice robią to do dzisiaj. Pamiętam jak w dzieciństwie mroźną zimą ktos wyrzucił przy drodze dwa małe kotki, które znalazły u nas swój dom. Podobnie było z pieskiem, który nie miał tyle szczęścia, bo przemarzł i ciągle łuszczyła mu się skóra.Mogłabym jeszcze wymieniać i wymieniać. Udało mi się pomoc kilku zwierzakom. Kocham zwierzęta. Nie rozumiem ludzi, jak można zadawać tortury tym zwierzakom... Piratek jest uroczy, zresztą wszystkie kociaki
OdpowiedzUsuńdziękuję. Moim zdaniem jeśli ktoś nie kocha zwierząt to również nie kocha ludzi i można się rozpisywać jakim jest się cudownym człowiekiem, jak się pięknie zyje i pomaga innym ale wystarczy jeden zły odruch w kierunku zwierzęcia i już wiadomo z kim się ma do czynienia. Wolę porozmawiać z Panią, która karmi bezdomne kotki niż z milionerem, który przechodząc obok kociej bidy, wykrzywia buzię z obrzydzeniem.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNiby koty są czyste i dbają o siebie. Jednak pozostawiają zapach i to najczęściej z kuwety. My w domu mamy pełno neutralizatorów z https://neutralizatoryzapachu.pl które sprawdzają się znakomicie. W końcu jest normalny zapach :)
OdpowiedzUsuńFaktycznie przy zwierzakach zapach w naszym domu czy mieszkaniu może być czasami po prostu nieprzyjemny. DO tego jeszcze dużo różnych drobnoustrojów się pojawia. U nas w przypadku gdy mamy kota to do tego używamy oczyszczacza powietrza https://zdrovi.pl/k/oczyszczacze-powietrza/ dzięki któremu jak najbardziej nasze powietrze jest o wiele lepsze.
OdpowiedzUsuńGdy mamy zwierzęta w domu to jak najbardziej takie neutralizatory zapachów mogą nam się przydać. Ja bym jeszcze dodatkowo dostawił nawilżacz powietrza https://duka.com/pl/agd/nawilzacze-powietrza gdyż w przypadku gdy mamy za suche powietrze to niestety źle nam się wtedy oddycha. Całość na pewno ma przełożenie na nasze zdrowie.
OdpowiedzUsuń